Alkoholizm niejedno ma imię
Ryszard od 20 lat pracował jako lekarz ze specjalizacją leczenie alkoholizmu. Znajomi dziwili mu się, że tak długo wytrwał w takim fachu. Wychodzili z założenia, że kontakt z pijanymi ludźmi może być nieprzyjemny, a nawet niebezpieczny. Mężczyzna miał zupełnie odmienne podejście. Dla niego każdy wyleczony pacjent był ogromnym sukcesem. Lubił spotykać się ze swoimi podopiecznymi. Widok rozbitych ludzi wychodzących na prostą sprawiał ogromną satysfakcję.
Dojrzałość nie jest taka zła
Ryszard niedawno wybrał się na spotkanie w kawiarni. Był tam umówiony z Michałem, któremu pomógł kilka lat wcześniej. Pacjent był wówczas studentem spędzającym czas na dzikich imprezach z udziałem niezbyt odpowiedzialnych znajomych. Michał potrzebował dziesięciu lat, aby zdać studia licencjackie. Udało mu się dopiero, kiedy trafił pod opiekę specjalisty i zrozumiał, że można czerpać przyjemność z życia również bez nadużywania alkoholu. Chłopak zmienił towarzystwo, zaczął regularnie trenować na siłowni, a także związał się z dziewczyną, która pomogła mu wyjść z nałogu.
Współczesny Witkacy
Kilka dni później Ryszard umówił się z innym pacjentem. Był nim Amadeusz, bardzo utalentowany malarz i rzeźbiarz. Przed laty artysta miał w zwyczaju upijać się na umór. Dopiero w takim stanie sięgał po pędzel oraz dłuto i tworzył wspaniałe dzieła. Twierdził on, że bez alkoholu nie byłby w stanie wynieść swojej sztuki na tak wysoki poziom. Ryszard udowodnił mu jak bardzo się mylił. Rozwiązanie było niezwykle proste. Lekarz zasugerował Amadeuszowi, żeby po prostu spróbował stworzyć coś na trzeźwo. Efekty były imponujące. Okazało się, że artysta nigdy wcześniej nawet nie podjął takiej próby. Po prostu traktował sztukę jako usprawiedliwienie dla swojego nałogu.